Minimalizm.

Sztuka wyboru.

Minimalizm był mi obcy. Jeszcze kilka lat temu uwielbiałam zbierać przedmioty, które "mogły się przydać". Kupowanie było moją odskocznią i sposobem na wyładowanie złych emocji, niemal każdego dnia wstępowałam do sklepu. Męczyłam się z tym, bo gdzieś w głębi czułam potrzebę zmian i pozbycia się starego przyzwyczajenia, niekoniecznie jednak zastępując go nowym. Marzyłam o bezpowrotnej utracie pragnienia posiadania.
Udało się. Z dnia na dzień, z minuty na minutę.
Gdzieś usłyszałam o sposobie łatwiejszego życia, o kilku elementach na zachowanie wewnętrznego i zewnętrznego porządku, o harmonii. Spodobało mi się to. Zaczęłam zagłębiać się w temat bardziej. Uznałam, że skoro inni potrafią coś zmienić, dlaczego więc ja nie mogłabym spróbować?
Stało się więc.
Dla mnie bardzo dobrym sposobem na rozpoczęcie przygody z minimalizmem było uświadomienie sobie, że problem nadmiaru mnie w ogóle dotyczy.
Próbowałam na wszelkie możliwe sposoby usprawiedliwiać się przed samą sobą z mnogości przedmiotów jakie posiadałam, bezskutecznie. Łatwiejszym krokiem było przyznanie, że mam problem. Tak, problem.
Dziś idę w dobrym kierunku, nie przytłacza mnie nadmiar, bo po prostu go nie ma. Organizuje sobie życie w sposób prosty, nie komplikując niepotrzebnie niczego.

Post ten jest słowem wstępu do mojego świata minimalizmu, który otworzył się na mnie
i stał sposobem na życie.

Do następnego!

Komentarze